
W nasz pięknym Sandomierzu jeszcze nie rozumieją co to skuteczne zarządzanie konfliktem i jak takie konflikty zamiast napędzać stracha, napędzają turystów i pieniądze. Władze miasta toczą wojenkę z PTTK o dysponowanie dwoma zabytkami. Chodzi o trasę podziemną i Bramę Opatowską. I w tym przypadku jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Władze Sandomierza podchodzą do tej sprawy rutynowo, bez polotu i nie innowacyjnie. Przecież taki spór to żyła złota. Jak się do niej dobrać? Recepty nie należy szukać w kodeksach prawnych, ale u Adama Mickiewicza w “Panu Tadeuszu” i trochę w “Zemście” Aleksandra Fredry. W “Panu Tadeuszu” hrabia mówi o sposobie odzyskania zamku z rąk Sopliców, że woli sposób “gotycko – sarmacki, niźli spór adwokacki”.
Również skrajną nieodpowiedzialnością byłoby kończenie sporu o trasę podziemną. Przecież to wymarzone miejsce do skrytych mordów i wałęsających się duchów. I co komu szkodzi, żeby w świat poszło, że oto ścigani działacze PTTK-u zatłukli komorników wysłanych przez burmistrza, ukryli ich zwłoki, a ich duchy dopadają każdego dłużnika i nękają tak długo aż odda, co jest winien. I to byłaby dopiero kasa dla miasta. Każdy polski wierzyciel podstępem zwabiałby do Sandomierza swojego dłużnika i wprowadzał go w podziemia i dopiero by się działo. Nie potrzebne byłyby dymy, syreny, wybuchy i zawodzenie dewotek. Wystarczyłoby wycie dłużników. Poza tym trasa podziemna nadaje się świetnie do wykorzystania “Ojca Mateusza”. Ile kryminalnych łamigłówek o wymyślonych i prawdziwych morderstwach (wizyty wierzycieli i dłużników) można byłoby tam umieścić umieścić. Dla zwiększenia zysków trasę można rozbudować na kształt labiryntu, żeby za dodatkową opłatą każdy chętny zabawił się w księdza – detektywa i rozszyfrowywał zagadkę jakiegoś morderstwa idąc po śladach umieszczonych w labiryncie. A jakby sprytnie zaprojektować labirynt, to od czasu do czasu jakiś detektyw amator ginąłby bez śladu, co jeszcze bardziej napędzało by chętnych. Wspomniemy tylko, że to znakomity powód do podniesienia cen.
Obawiamy się jednak, że władze Sandomierza mogą nie wykazywać zrozumienia dla tak innowacyjnego traktowania sporu z PTTK. Szkoda, bo po tym widać, że w Sandomierzu pieniądze leżą nie tylko na ulicy, ale i w podziemiu. Żeby je podnieść wystarczy tylko od czasu do czasu zrzucić kogoś albo pozwolić żeby sam spadł z Bramy Opatowskiej. Koszt mały, kłopot za kolejnymi razami coraz mniejszy, potrzeba tylko włodarzy przenikniętych innowacyjnością. W przeciwnym razie zostanie włóczenie się po sądach. Z tego powodu żeby było bliżej i taniej, to lepiej żeby sąd okręgowy dla Sandomierza był w Tarnobrzegu. A może jednak się uda ten pomysł “gotycko – sarmacki”?
Facebook
RSS